piątek, 6 lutego 2015

Ostatnie dwa dni należały do iście okropnych. Ciągle mam stan podgorączkowy i boli mnie gardło. Za każdym razem kiedy wychodziłam z domu pogoda wyglądała obiecująco, po czym po godzinie, półtorej, z nieba schodziła ściana deszczu. Nie mżawka, deszczyk, ulewa, ale ŚCIANA DESZCZU. Oczywiście twardo maszerowałam w butach teoretycznie nieprzemakalnych, w kurtce i w czapce. Niestety jak można było się spodziewać, każdy materiał ma swoją wytrzymałość i bardzo szybko zimno przeniknęło mnie do szpiku kości. Raz nawet majty miałam mokre :v. Kiedy chlupotało mi w butach, całą twarz miałam zlaną deszczem, Rzymscy Azjaci uznawali masowo, że to jest ten właśnie najlepszy moment żeby proponować mi kupno parasola. I nie żeby jeden, dwóch. Piętnastu . Kiedy wróciłam do domu (czwartek) zrzuciłam szmaty topielicy, naubierałam się i ukulałam kołchoz na łóżku, uzyskując w efekcie wizerunek bezdomnych dziadów z dworca Termini, po chwili do mojego pokoju przyszła Simona pytając czemu nie wzięłam parasola ze swojego pokoju. :|
Przed chwilą wróciłam z apteki, gdzie pan farmaceuta na migi wywiedział się co mi dolega (przy okazji bezceremonialnie położył mi łapsko na czole sprawdzając temperaturę). Siedzę więc już po zażyciu paracetamolu i pije herbatę.
Dzisiaj na uczelni wyrobiono mi CODICE FISCALE numer identyfikacyjny dla każdego człowieka, który obecnie przebywa we Włoszech. Albo coś podobnego.
Poznałam koleżankę, z Katowic oczywiście. Studiuje na MISHu, ma jakieś 13 lat, chyba się polubiłyśmy. Bardzo przeklina i dużo gada, przez co po pierwsze czuję się jak w domu, a po drugie nie zapada krępująca cisza. Myślę że dzisiaj, podczas 4 godzin, które spędziłyśmy razem powiedziała około pięciuset razy "kurwa". Dodam, że nie miałyśmy większych stresów. Przypomina niesamowicie Stępień. Ten sam rodzaj ekspresji i paszcza jej się nie zamyka.
Wydarzeniem dnia była wyprawa na stołówkę. La Sapienza mense to legendarne miejsca napychania się za 3 euro. Tyle należy zapłacić kasierce a pózniej wziąć tacę i pakować na nią kuraki, pizze, makarony, sałatki itp. Oczywiście kiedy kierując się cebulacką logiką zastanawiałyśmy się jak upchać coś jeszcze na przestrzeni 30x50 cm i wydzierałyśmy się po polsku, jedna z pań kucharek zapytała: "Wy z Polski? Ja z Lwowa"
o_o
Jak zwykle skończyło się po wschodniemu - dobieraniem porcji ponad przydział ("poczekajcie aż nikogo nie będzie"). Na stołówce snułyśmy domysły czy fajne dzieciaki - czirliderki i bejzboliści- pozwolą nam się kiedyś przysiąść. Póki co Pakistańczycy są chętni.
Haha właśnie wyskoczył mi niebieski ekran z błędem BIOSa czy cos. and the hits just keep on coming.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz